ŻYCIE I STYL

„Tydzień picia, tydzień trzeźwienia i tak w kółko. I zamknij się w domu. I nie wychodź” – ALKOHOLIK W PANDEMII

O koszmarze uzależnienia, codziennej walce o życie, o uwięzieniu w czterech ścianach z wódką i depresją opowiada Alicja. Uwaga, to mocny tekst pełen drastycznych opisów i wulgaryzmów, dlatego zdecyduj czy chcesz czytać dalej.

Zgodnie z prośbą, na wstępie zamieszczamy apel naszej rozmówczyni:

TO JEST BARDZO WAŻNE! JEŻELI JESTEŚ UZALEŻNIONY, KONIECZNIE POINFORMUJ O TYM SWOJEGO LEKARZA – Alkoholicy mogą mieć zwiększoną tolerancję na leki, co oznacza, że muszą przyjąć dwa razy większa dawkę, żeby lek zadziałał. Jeżeli zabiera cię karetka, koniecznie mów ile wypiłeś i co brałeś, jak ściemnisz, to możesz nie przeżyć.”

„Matka zadzwoniła po policję, że znowu piję. Moje picie nie powoduję u mnie agresji. Jestem wręcz bardzo pokojowa, no chyba, że się mnie próbuje zamknąć w domu jak się wybieram po flaszkę. Takich rzeczy nie powinno się robić, bo się ryzykuje własnym dobrostanem fizycznym. Dla osoby pijącej może to też być niebezpieczne, jak się przerywa dłuższy ciąg od tak nagle. Tu w Polsce uważa się to za prawidłową i należną karę, że się ma tzw. “zespół odstawienny” czy jakieś tam inne śmieszne słowo na kaca.” – pisze w swoich notatkach Alicja. Ma 37 lat, z wykształcenia jest grafikiem.

-Piję od 20 lat. Od siedmiu jest bardzo źle, od dwóch tragedia. Ale musi być w końcu dobrze, bo inną możliwością jest tylko śmierć – mówi przez łzy.

W trakcie naszej rozmowy widzę jak ta długowłosa blondynka o błękitnych oczach zaczyna się wiercić, nerwowo rozglądać. Wreszcie pyta – Nie obrazisz się? Proszę, nie miej mi tego za złe – mówi i wyciąga z torebki butelkę wódki. Bierze łyka, chowa ją natychmiast i zagryza miętową drażetką. Takich łyków podczas naszej rozmowy było cztery. Tłumaczy, że ten łyk jest jak lekarstwo, by móc funkcjonować. Teraz wiem, że jest jeszcze gorzej niż myślałam.

Mieszka z mamą i partnerem mamy. Tata opuścił rodzinę wiele lat temu. Pomimo depresji i uzależnienia od alkoholu, jest ambitna, ma wiele planów. Jednym z nich jest wydanie e-booka, w którym opisze życie z nałogiem. Zgodziła się na opublikowanie fragmentów swoich materiałów na naszym portalu. Traktuje to jako rodzaj terapii. W ten sposób chce pomóc sobie i innym uzależnionym. Przyznaje, że spisanie swoich przeżyć wiele ją kosztowało, ale postanowiła przełamać wstyd.

Tekst autorstwa Alicji (pisownia oryginalna):

Jak się pije, to…

…ma się wodowstręt. Po jakimś czasie dopiero zaczynam też coś jeść. Głód, brak pożywienia, nie jedzenie tydzień, czasem dłużej, powoduje wyczerpanie i totalny brak siły. Takie dojście do “stanu sprzed” zajmuje mi około tygodnia czasu. Czyli jak by chcieć trochę policzyć to 1 tydzień picia + 1 tydzień dochodzenia do siebie = 2 tygodnie wyjęte z życiorysu, a to oznacza połowę miesiąca, czyli połowę roku, czyli połowę życia.

Ciężko jest się wymyć, dlatego się śmierdzi. Łóżko śmierdzi, wiadomo, wszystko śmierdzi, może nie aż tak strasznie jeśli się nie nasika i nie zesra. Wtedy materac niestety idzie do kasacji.

Jak ten prysznic może człowieka wykończyć…, ale w końcu przychodzi czas, że znajduję kawałek siły żeby się do niego zmusić.

Jak kończę picie i zaczynam trzeźwieć, to moje włosy są strasznie przesuszone i w większości przypadków trudno je rozczesać, bo są długie i robią się kołtuny od przewracania się w nocy z boku na bok oraz z braku czesania ich. Nie przypuszczałam, że włosy mogą być aż tak suche.

Przy pierwszych łykach klina – jeśli jesteś na siłach cokolwiek zrobić – to pocisz się jak świnia. Dosłownie leje się z ciebie. Ja zawsze pierwsze łyki biorę “na wdechu”, żeby potem delikatnie zionąć tego spirytusowego duszka.

Musisz rzygać, nie ma bata. Rzygasz przed kolejną flaszką, rzygasz w trakcie picia, rzygasz po piciu, rzygasz na kacu. Potem rzygasz przed kolejną dawką alkoholu, ale już starasz się oszczędnie, żeby ci się zbyt dużo nie ulało, bo szkoda. Wtedy alkohol jest najcenniejszą dawką, a potem już jakoś to idzie. Stawia coraz bardziej na nogi. Ty wlewasz w siebie, a tam w środku to jakoś już samo się dzieje – nie wnikasz w to.

Człowiek jest bliski szaleństwu z nieprzespanych nocy. Oczywiście najlepszym rozwiązaniem na to, jak nie można spać, to znowu się najebać – proste.

Mam rozpierdzielone emocje

Wszystko niesamowicie wkurwia jak się trzeźwieje. Wkurwia mnie to, że muszę spłaszczyć karton po mleku, żeby go wrzucić do recyclingu. Wkurwia mnie to, że muszę wyjąć połowę zawartości lodówki, żeby się dokopać do czegoś. A jak muszę wyjąć garnek z garnka, żeby dotrzeć do tego co chcę, to dostaję furii. Tak samo te cholerne miski. “Matko Bosko Kochano! Chrystusie Niebieski! Wszystkie kary na mnie idą!” – jak powiedział pewien pijak.

Jedyne co mogę robić jak przestaję pić to oglądać seriale i filmy. Nic innego na umysł nie stać.

Jest się strasznie roztrzęsionym i boi się wszystkiego. Straszny jest też strach przed tym, że nie będzie pieniędzy na zapłacenie rachunków, bo przepiłeś. No, ale na flaszkę przecież musiało być. To produkt pierwszej potrzeby, który przecież stoi nad innymi jak jesteś w cugu – jedzenie nieważne tam.

Odwyk – w kółko to samo gówno

Na tych odwykach mają wszędzie jedno i to samo. Ciągle wałkują ci ten sam program, z lat nie wiem – 80-tych chyba, albo i wcześniej. Czas, by to ulepszyć i udoskonalić.

Te same filmy, ileż można oglądać w kółko to samo? Bo “to ci pokaże jaka jesteś i da ci do myślenia.” Acha, pewnie, że właśnie mi taaaaaaak to dużo dało. Ten sam wałek. Te psycholożki nauczyły się już oklepanych schematów. Nie wiem, czy tak naprawdę coś z siebie dają nowego i czy w ogóle rozumieją naprawdę alkoholików. W kółko to samo gówno.

Jak nie chcesz SAM przestać, to nawet nie musisz się wybierać na odwyk, bo to nic ci nie da. No chyba, żeby w wielkim cudzysłowie “wziąć urlop od chlania.” Uważam, że taka pomoc psychologiczna może ci tylko uświadomić, czy tak naprawdę chcesz przestać, czy nie. Oczywiście, pewnie będziesz posłusznie twierdził, że “oczywiście, że tak, jak najbardziej.” Są i kolekcjonerzy terapii, mają na swoim koncie już kilkanaście nawet, a może i więcej. Byłam na 2 odwykach w tym zasranym roku 2020 i co? I gówno. Mało komu to daje, może tylko trochę teoretycznej wiedzy na temat alkoholu. Pierdolenie, że “trzeźwienie” to nie to samo co “nie picie”, serio? Trzeźwienie dla mnie oznacza sytuację, kiedy przestaje powoli pić i zaczynam dochodzić do siebie. A dowiaduję się, że wcale nie… Niby muszę zmienić wszystko, żeby TRZEŹWIEĆ. To co? Miejsce zamieszkania, miasto, kraj, planetę? To rodzinę też? Bo przyjaciół to na pewno. Ale tylko tych złych. Poza tym, jeśli jestem na odwyku i mówi mi się, że i tak się nigdy nie wyleczę, to po co tam w ogóle być?

Taaaaak… Gdzie pójdę teraz? Na basen? Na wrotki? Poznam tam zajebistych przyjaciół, którzy nie piją? Wyjść nie można, bo odwiedzin nie ma, bo nie zobaczysz się z rodziną, żoną, matką, bo covid. Bo nie ma przepustek jak masz jakiś pogrzeb czy chrzciny. Z czekaniem jak w klatce na początku terapii, bo muszą przetestować czy nie masz covida.

Cały ten gówniany program i to gówniane zamknięcie powinno być zrewolucjonizowane. Napisane kompletnie od nowa. Po ludzku, po życiowemu, a nie szastanie hasłami, teoriami i gnojeniem.

Prawie nie zachlałam się podczas pierwszej fali

To teraz jeszcze, kuuur…, druga fala. Oczywiście, usłyszysz, żeby nie zwalać na pandemię, że to tylko wymówka, żeby się napić. Wymówka każda dobra, pewnie, ale jest w tym jednak dużo racji, że mamy w tym czasie po prostu PRZERĄBANE mówiąc delikatnie. A sam odwyk jest już na tyle ciężki psychicznie, szczególnie ten zamknięty, (a przez COVID19 to jak w więzieniu), że

jak wyszłam, to za tydzień się nachlałam z tej całej wściekłości, że ukradziono mi moją wolność, zszargano resztki godności i żeby zrobić mojej matce na złość i ukarać ją za zamknięcie mnie tam.

Spotkania AA. Jak to w ogóle wygląda?

Przecież to jest śmieszne. To przypomina trochę sektę jakąś. Może nie byłam na zbyt wielu, ale wszystkie też mają swój schemat. Łapanie za rączki, no teraz już nie, bo przecież covid, to nie można. Wiele także jest odwołanych, albo pożal się Boże przez telefon…

Chciałabym rozpocząć nowy rodzaj spotkań, z uszanowaniem ateistów również.

Jako kobieta piję sama

Nie mam dużo znajomych, to się nie szlajam. Akurat nie mam do kogo pójść, żeby pić. A jest ten walnięty koronawirus i wszystko jest zamknięte. Hotele też. Kurwa.

Nie potrafię ze sobą walczyć. Tydzień picia, tydzień trzeźwienia, 2 tygodnie spokoju, potem znowu tydzień i tak w kółko. I zamknij się w domu. I nie wychodź. Boże. Bo zachorujesz albo, co gorsze, kogoś jeszcze zarazisz, bo ktoś się bardziej liczy niż ty. Naprawdę nie sprzyja to, tylko gorzej się wpada w depresję, tylko się jest samotnym, tylko się jest zdesperowanym. I tylko się jedno wydaje: że jak się napiję, to coś się będzie w końcu działo.

SAMOTNOŚĆ na pewno, a może i odrzucenie w 90% leży u podstaw każdego uzależnienia. Może by tak te psycholożki próbowały wniknąć dlaczego ludzie piją, a dla nich przyczyną jest uzależnienie samo w sobie. Bo są alkoholikami i koniec. Jak zwykle leczy się tutaj skutki zamiast przyczynę.

Stygmatyzacja

Ludzie kradną, zabijają, gwałcą, handlują ludźmi, ale stygmatyzacja uzależnionych na odwyku to koszmar. I stajesz się nagle gorszy od tych wszystkich oprychów. I mówią, że to super jak się tak czujesz, bo zasłużyłeś. I tak masz się czuć. Jak gówno. Winny.

Redakcja: To nie koniec. Alicja zgodziła się dzielić swoimi przeżyciami i spostrzeżeniami w kolejnych tekstach.

fot. poglądowe/pixabay

Reklama
Pokaż więcej

Powiązane

Back to top button