ŻYCIE I STYL

Matka w klatce… miłości

„Czasem mi się śni, że gonią mnie krokodyle i chcą mnie zjeść. Kiedy już mnie doganiają, to patrzę, a one mają twarze moich dzieci”.

-No ale co się zmienia po dziecku? – na babskim spotkaniu w pubie dopytuje Monika, 30-letnia bezdzietna mężatka. Na twarzach koleżanek konsternacja – yyyy… czy ja wiem? Chyba wszystko! – odpowiada jedna. – Ja nie pamiętam jak to było jak nie miałam dzieci, to ci nie powiem – mówi druga. – No chyba tylko tyle, że przestajesz myśleć o sobie – kwituje trzecia.

Rozmawiam z kobietami z tego spotkania – czterema mamami, które bardzo kochają swoje dzieci, ale wszystkie czują czasem presję, by sprostać wizerunkowi zawsze ciepłej, rozsądnej i poświęconej dzieciom matki. Monika nawet nie zdaje sobie sprawy jak abstrakcyjnie brzmi jej pytanie w uszach przyjaciółek…

Kaśka (34) określa swój stan jako klatkę. – To jest klatka miłości. Tak bardzo chcę Natalce (13), Wojtkowi (6) i Krzysiowi (4) dać wszystko, co najlepsze, że aż mnie to męczy. Tak, to jest dobre słowo, jestem bardzo zmęczona. Ale nie fizycznie, tylko w środku. Czasem mi się śni, że gonią mnie krokodyle i chcą mnie zjeść. Kiedy już mnie doganiają, to patrzę, a one mają twarze moich dzieci. Wiem, że nie powinnam mieć takich snów, ale je miewam. Zawsze miałam ze swoimi dzieciakami wspólny świat – spacerki, zabawa, przytulanki. Czasem łapałam się na tym, że jak ktoś dzwonił i chciał się spotkać, to ja albo w ogóle nie odbierałam albo wymigiwałam się, bo jak to? Zostawię dzieci i sobie pójdę? Oczywiście, mogą zostać z mężem, ale nikt tak jak ja się nimi nie zajmie. Przecież mama jest najważniejsza. Jak były maleńkie i siedziałam w domu, to czułam się samotna. Ostatnio wreszcie poszłam do pracy. Bałam się, że zaniedbam przez to dzieci, ale ktoś mi w biurze rozjaśnił w głowie mówiąc: „ Ale tu prawie wszyscy mają dzieci i wszyscy żyją”.

To cudowny świat, ale…

Ola (33), mama Oliwii (2), nadal czuje tę samotność. – Mam koleżanki, znajomych, męża jak wróci z pracy. Ale oni są tak jakby obok, a ja z Oliwką mamy swój świat. To cudowny świat, ale czasem mam ochotę wybiec z domu i biec daleko daleko, żeby wreszcie odpocząć i nic nie musieć.
Przy małym dziecku trzeba być 24 godziny na dobę w pełnej gotowości do zabawy, pielęgnacji, wszelkiej pomocy, gotowania i sprzątania rzecz jasna. Tata nawet jak oferuje swoją pomoc, to odciąża mnie na chwilę, bo dziecko zżyte z mamą chce do niej. „Mamo, siku! mamo patrz!mamo boli! Mamo jeść!”.

To świat wielu kobiet. Matek, którym ciężko przyznać, że czasem mają ochotę myśleć tylko o sobie. Problem nie dotyczy jedynie niepracujących.

-Moje najstarsze dziecko ma 26 lat, najmłodsze 3. Mam swoją firmę, więc nie siedzę w domu, sporo pracuję, ale i tak w głowie tyka – czy ja wiem – troska?, niepokój? – zwierza się Gośka (45), mama Oli (26), Kacpra (7) i Luizy (3) – Od narodzin na coś wciąż się czeka. Najpierw aż wyrośnie z pieluch, potem aż zacznie chodzić, aż pójdzie do przedszkola itd. Moja starsza córka już się usamodzielniła, ale łapię się na tym, że nadal tak samo się martwię i też czekam, tylko na inne rzeczy. Tak naprawdę czekam chyba aż będę mogła odpocząć, odetchnąć i być spokojna.

Magda (40), mama Marysi (3) i Kaji (2), jeszcze kilka lat temu pracowała. Dziś „siedzi w domu” i marzy o tym, by dzieci poszły już do przedszkola, a ona wróciła do pracy. – Tam sobie odpocznę – śmieje się – Czasem taka rutyna dnia codziennego: pranie, gotowanie, spacery, strasznie mnie nudzi i męczy zarazem. W mojej głowie tylko Teletubisie i Świnka Peppa. Ale jak mam narzekać? Do kogo i na co? Taka kolej rzeczy. Mój Marcin zostaje z dziewczynkami czasem i ja sobie wtedy wychodzę sama, ale i tak dzwoni z setką pytań, a na koniec pyta kiedy wrócę.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo

W szkołach rodzenia albo poradnikach nikt nie mówi o poczuciu wyobcowania, samotności, nudzie, rutynie, permanentnym zmęczeniu i poczuciu winy, że nie jest się wystarczająco dobrą mamą. Szkoda, bo młoda mama być może poczułaby się lepiej wiedząc, że nie jest jedyna. Że jeśli wróci wcześniej do pracy albo zapisze się na taniec 2 razy w tygodniu, to dziecko jej wybaczy. Że przede wszystkim ona powinna sobie wybaczyć, że nie jest idealna, bo nikt nie jest.

Cudownie byłoby dostać nagrodę albo żeby mąż czy dzieci mówiły „wow, jesteś niesamowita, bardzo ci za to wszystko co robisz dziękuję, podziwiam cię.” Ale nikt medalu za bycie mamą nie daje. Powinnaś nagradzać się sama.

Reklama
Pokaż więcej

Powiązane

Back to top button