ŻYCIE I STYL

Ta choroba jest wielokrotnie bardziej zakaźna niż COVID-19 i nie zniknęła

Pani Marta zaraziła się, gdy pracowała w Anglii jako opiekunka do dzieci. Kaszel i lekką gorączkę tłumaczyła jesienną porą i brytyjską aurą. To był tylko początek objawów i problemów.

Panuje przekonanie, że krztusiec, nazywany kiedyś kokluszem, to choroba dzieci, w dodatku dzisiaj niewystępująca, związana ze złymi warunkami sanitarnymi. Nic bardziej mylnego.

Chorują na niego nie tylko dzieci, ale też dorośli, których w dodatku obecnie częściej dotyczą ciężkie powikłania tej choroby.

„Krztusiec to choroba wywoływana przez bakterię, która powoduje martwicę wewnętrznego nabłonka w pęcherzykach płucnych i zniszczenie ich drobnych naczyń krwionośnych, zaburzając tym wymianę gazową. Zniszczone nabłonki wytwarzają gęsty, lepki śluz, który indukuje odruch kaszlu. Im więcej tego śluzu tym częstsze, dłuższe i silniejsze są napady kaszlu” – wyjaśnia prof. Grażyna Cholewińska-Szymańska konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych, ordynator Oddziału III w Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.

Krztusiec jest chorobą bardzo zakaźną – jeden chorujący na niego człowiek w okresie ostrej infekcji zaraża od 12 do 17 osób ze swojego otoczenia. Dla porównania, osoba z COVID-19 zaraża około dwóch osób.

„Problemem jest nietrafna diagnoza – chory często odwiedza wielu specjalistów i nikomu nie przychodzi do głowy, że przyczyną dolegliwości może być koklusz” – mówi lekarka.

Tak było w przypadku 30-letniej Marty, która zanim poznała diagnozę swoich dolegliwości odwiedziła kilkunastu lekarzy. O tym, co jest przyczyną jej problemów, dowiedziała się po czterech miesiącach.

„Mylące na pewno jest to, że dorośli mają inny profil objawów. U dzieci kaszel przypomina pianie koguta lub szczekanie psa, bo rzeczywiście przebiega z obrzękiem krtani, ale napady kaszlu trwają dość krótko. Tymczasem u dorosłych taki napad potrafi trwać nawet 30-40 minut, dołączają się do niego duszności, bezdechy i cała seria innych konsekwencji zdrowotnych i stanów klinicznych, które wyjściowo zależą od intensywności kaszlu. Do tego dzieci – jako że są zaszczepione – najczęściej nie mają powikłań, podczas gdy u dorosłych, jeśli nie są w porę zdiagnozowani, stan zapalny powoduje powikłania – może to być zapalenie płuc, zapalenie zatok, zapalenie ucha środkowego, utrata wagi, bo napadom kaszlu często towarzyszą wymioty, samoistne złamanie żeber, przepuklina, a nawet omdlenia jako efekt bezdechu i niedotlenienia. Wiadomo też, że choroby pierwotnie dotyczące układu oddechowego są czynnikiem wysokiego ryzyka zachorowania na krztusiec oraz cięższych powikłań i dłuższego przebiegu choroby” – mówi specjalistka.

Taki właśnie najgorszy scenariusz przydarzył się Marcie, która w dzieciństwie była szczepiona według kalendarza szczepień, w tym także na krztusiec – i która nie była obciążona żadnymi dodatkowymi chorobami. W Wielkiej Brytanii początkowo pracowała jako opiekunka do dzieci w rodzinie imigrantów z jednego z krajów arabskich i jak przyznała w wywiadzie – dzieci były non-stop zakatarzone i kaszlące, czym jednak nikt się nie przejmował zrzucając dolegliwości na przykry londyński klimat. Niedługo potem dziewczyna dostała pracę w recepcji dobrego hotelu. Była z niej bardzo zadowolona, jednak w listopadzie zaczęła mieć pierwsze objawy infekcji: katar, kaszel, stan podgorączkowy, które z czasem zaczęły przybierać na sile. Do tego stopnia, że utrudniało jej to pracę – często musiała pozostawiać gościa, którego obsługiwała, by na zapleczu opanować napad kaszlu, nierzadko połączony z wymiotami. Z tego powodu pod koniec roku straciła pracę w hotelu.

Zbiegło się to z diagnozą choroby nowotworowej u matki, postanowiła więc wrócić do Polski. Nadal jednak czuła się źle, cierpiała na bezsenność ponieważ kaszel nasilał się w nocy, powodował wymioty, duszności i bezdechy. W efekcie choroby Marta straciła 11 kg.

Pewnego dnia obudziła się z ogromnymi wybroczynami do gałek ocznych, innego z obrzękiem twarzy. Wędrowała od specjalisty do specjalisty, jednak żaden nie umiał skutecznie pomóc. Kłopoty zdrowotne i zaburzenia snu znacznie obniżały jakość życia kobiety. Wpływ na to miały też kłopoty z brakiem pracy spowodowane odwoływaniem kolejnych spotkań rekrutacyjnych – trudno prowadzić rozmowę z przyszłym pracodawcą co chwila wychodząc, by opanować uporczywy kaszel. Z czasem pojawiło się tez nietrzymanie moczu wywoływane ciężkimi atakami kaszlu.

W końcu w lutym Marta na własną rękę zaczęła intensywnie diagnozować swoją chorobę. Przeszła przez wiele gabinetów, miała postawione podejrzenia wielu chorób, łącznie z nowotworem płuc i rozedmą. Strach o zdrowie dodatkowo pogarszał jakość życia. Kiedy znowu zaczęła gorączkować, jeden z lekarzy dał jej skierowanie do poradni chorób zakaźnych. Tam wykonano wreszcie testy serologiczne i test PCR w kierunku krztuśca, które potwierdziły diagnozę.

Ze względu na wysoką zakaźność choroby, zgodnie z rekomendacjami, należało zastosować profilaktykę antybiotykami w najbliższym otoczeniu. Ponieważ matka kobiety była w grupie wysokiego ryzyka ze względu na leczenie onkologiczne, lekarz zdecydował o antybiotykoterapii przedłużonej do 14 dni. Doprowadziło to do wyjałowienia naturalnej flory bakteryjnej w jelitach i rozwój flory patologicznej. Na skutek infekcji bakterią Clostridium difficile matka Marty na trzy tygodnie trafiła do szpitala, potem przeszła jeszcze długie leczenie w domu.

„Kiedy przeanalizujemy ten przypadek zobaczymy, jak ogromne doświadczenie chorobowe miała ta młoda kobieta. Podejrzenie poważnych chorób, wizyty u wielu specjalistów i mnóstwo badań, w tym niektóre nieprzyjemne i obciążające, jak na przykład bronchoskopia. Minęły cztery miesiące zanim postawiono diagnozę, w tym czasie utraciła pracę, schudła 11 kilogramów, przyczyniła się do komplikacji choroby nowotworowej u swojej matki. Cierpiała z powodu bezsenności oraz niepewności jaką powodowała cała ta sytuacja. I wreszcie rozwinęły się u niej powikłania dotyczące nietrzymania moczu, które wymagają operacji naprawczej, co może mieć wpływ na jej plany macierzyńskie. Z powodu niewydolności oddechowej musiała także – już na stałe -zrezygnować z biegania, które bardzo lubiła. Ten ogrom cierpienia i szkody, które poczyniła choroba można zniwelować podaniem jednej dawki szczepionki przypominającej” – konkluduje prof. Cholewińska – Szymańska.

Nie wszyscy wiedzą, że odporność na krztusiec jest nietrwała, z czasem zanika, zarówno po szczepieniu, jak i zakażeniu. Dlatego najskuteczniejszym sposobem zapobiegania tej chorobie są regularne szczepienia ochronne, które zapewniają odporność do 10 lat.

Warto dodać, że w Polsce szczepienia dzieci przeciwko krztuścowi są obowiązkowe a dla dorosłych – zalecane (co w praktyce oznacza odpłatne). To do nas więc należy zadbanie o to, by się zabezpieczyć. Ale patrząc na historię Marty nikt nie powinien mieć wątpliwości, że warto.

Źródło: PAP MediaRoom – Konferencja „Krztusiec – nie ryzykuj. Czy z chorób i szczepień naprawdę się wyrasta?”, która odbyła się 8 kwietnia 2021 r. w PAP.

Reklama
Pokaż więcej

Powiązane

Back to top button