ŻYCIE I STYL

„Życie to suka, a w trzeźwym życiu trzeba będzie się uodpornić na to, jaki jest świat. Samemu”

Wracamy do historii Alicji. Pytamy o kondycję, o to jak wygląda codzienna walka alkoholika o życie. Przedstawiamy kolejny tekst ukazujący świat osoby uzależnionej. Bez retuszu i bez mydlenia oczu.

Fragmenty tekstu autorstwa Alicji:

Piszę, bo chcę pomóc sobie i innym, piszę, bo chcę aby inni wiedzieli jak to jest być uzależnionym. Piszę, bo nie chce mojej matce wyjaśniać tego po raz kolejny. Piszę za innych alkoholików, którym też nie chce się wyjaśniać tego swoim bliskim, bo wiedzą, że nie zrozumie tego rodzina ani znajomi, bo rodzina i tak wie swoje, bo jesteśmy przecież czarnymi owcami i jesteśmy zawsze najgorsi.

Po miesiącu niepicia już mi się zaczyna śnić po nocach wódka. Że chowam ją gdzieś, że szukam, że konspiracyjnie wymykam się do sklepu, że piję po kryjomu. Strasznie męczy to psychicznie przez cały taki dzień i kilka kolejnych. Powoli rodzi się myśl i plan spożycia….

Okażcie człowiekowi WSPÓŁCZUCIE i WSPARCIE

Jeśli ktoś ma kryzys i się napił raz, czy dwa czy trzy to nie oznacza, że zaraz z powrotem wraca do chlania. A jeśli rodzina reaguje na to jak na KONIEC ŚWIATA, to tylko pogarsza sytuacje. Nie ma nic gorszego w takiej sytuacji jak wyolbrzymianie i robienie igły z widły. Jak rozgadywanie tego dookoła we frustracji i pod wpływem emocji. Jak stawianie tej choroby ponad człowieka, wypiętrzanie jej, stawianie na piedestale. Nie ma nic gorszego jak celowe zaniechanie całej nadziei i zaufania do tej pory odbudowanego. Takie rozróżnianie: albo czarne, albo białe i kropka.

Ta panika i złość ze strony współuzależnionych jest zrozumiała ale i niebezpieczna. Nie pomaga. Prowadzi do ponownego gnojenia uzależnionego i potępiania go za to, że się noga powinęła, bo jak to w chorobach bywa, są i nawroty. Rozgłaszanie tego rodzinie i znajomym po raz kolejny czyni z tej osoby najgorszego człowieka na świecie. Takie myślenie, że wszystko stracone! Wszystko na marne i że całe leczenie szlag trafił – jest błędne.

Dajcie człowiekowi spokoju, nadziei i otuchy, a przede wszystkim WSPÓŁCZUCIA, WSPARCIA i kibicowania do dalszego niepicia. Dajcie otuchy mówiąc jak dobrze się czuliście jak on nie pił, jak dumni byliście widząc jak silny był i jest w walce z chorobą. Wielkie unoszenie się honorem, bo wasze zaufanie znowu uległo uszczerbkowi nic tu nie da. Obrażanie się też nie. To wszystko sprawia, że uzależniony czuje się mentalnie jeszcze gorzej, co napędza potrzebę napicia się. Takiego człowieka w środku i tak zalewa lawina winy i wstydu – nie jest on bez emocji i uczuć przecież. A żeby je stłumić i poczuć się lepiej potrzebuje alkoholu. Takie błędne koło.

W moim przypadku dochodziła jeszcze ogromna złość i taki wkurw na bliskich za to, że AŻ TAK się wkurwiają. Że ja i moje dotychczasowe starania mają w dupie, że nie doceniają tego, jak silna byłam do tej pory, zanim poszłam się napić. Że przekreślają wszystkie postępy jakie poczyniłam. Że znowu przestali wierzyć, że ja się podniosę i że jestem silna i znowu dam sobie radę. Nienawidziłam ich za takie reakcje i żeby ich za to ukarać i skrzywdzić i ZROBIĆ IM NA ZŁOŚĆ napiłam się znowu.

Te wyuczone terapeutki w terapii dla współuzależnionych jakoś nie kwapią się żeby doradzić takiemu stroskanemu człowiekowi, aby dawał pochwały i wyrażał radość kiedy widzi, że alkoholik robi nawet małe postępy, albo zwyciężył nad pokusą, albo udaje mu się wytrzymać coraz dłuższy czas bez alko. To daje nam otuchę, nadzieję i więcej siły w tej walce.

Nienawidzę jak ktoś mydli mi oczy

Od większości „normalnych” ludzi, którzy znają trzeźwych alkoholików słyszę, że ci chwalą im się jak to zajebiście zmieniło się ich życie jak przestali pić. Jakie to dobra na nich nie pospadały, jak żyją teraz pełnią życia. Coś mi się nie bardzo chce w to wierzyć. Że niby jak? Nie męczą się? Bo życie to jednak życie. Życie to suka. Wątpię, żeby akurat ich ominęła i zesłała na nich wszystkie błogosławieństwa i nagle są super szczęśliwi. Nienawidzę jak ktoś mydli mi oczy. W trzeźwym życiu trzeba będzie się uodpornić na to, jaki jest świat. I to bez uciekania w alkohol. Samemu.

Trzeba będzie wreszcie wyjść z kokonu i dojrzeć, dorosnąć, przestać być samolubem i wziąć za siebie odpowiedzialność. Trzeba choć raz nie mieć wszystkiego w dupie i wreszcie się zachować dorośle i odpowiedzialnie. Bo po co ci pójść się napić? Po co ci to? I co by to teraz zmieniło? Chyba, że chcesz dalej odkładać to na później, uciekać dopóki nie będzie już za późno. Chyba, że wolisz uciec raz na zawsze, odejść już na wieki…

Jestem superbohaterem sama dla siebie – bo codziennie walczę

Przy dłuższym niepiciu na początku zauważyłam u siebie znaczny spadek poczucia tej cholernej winy. To już daje mi większe poczucie własnej wartości i poprawia komfort psychiczny bytu na tej planecie. Co dzień rano po przebudzeniu jak dziecko cieszę się, że należę do tych, co nie mają kaca i nie muszę go leczyć, bo dobrze się czuję. Nie jestem znowu wyczerpana fizycznie przez chlanie, mam siłę wchodzić normalnie po schodach, a nawet po górach mogę łazić. Takie proste czynności, a jak cieszą. Cieszę się, że nie doświadczam tego spustoszenia psychicznego i że nie muszę znowu pokonywać tej drogi krzyżowej dochodząc do siebie.

Wiem, że nic się nie stanie jak nie osiągnę czegoś wielkiego dzisiaj, wcale przecież nie muszę i to jest jak najbardziej w porządku. Osiągnę, to osiągnę – nie osiągnę, to nie osiągnę. Proste. I tak jestem już superbohaterem sama dla siebie – bo codziennie walczę i dzięki mojemu postępowaniu i moim decyzjom, jakże odważnym i świadomym, wygrywam kolejną bitwę.

Obojętnie jakie problemy by nie były i tak nie odejdą od tak sobie same. Trzeba będzie pomyśleć jak je rozwiązać. Trzeźwe myślenie się do tego przyda.

Poprzednie teksty naszej rozmówczyni przeczytacie tu: Tydzień picia, tydzień trzeźwienia i tak w kółko. I zamknij się w domu. I nie wychodź” – ALKOHOLIK W PANDEMII, Alko daje supermoce

Reklama
Pokaż więcej

Powiązane

Back to top button